W krótkich słowach prezentuję trzy dobre książki, które jakimś cudem przeczytałam w czerwcu. Tym razem bez rozważań moralnej.
Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955-1996, Wisława Szymborska i Zbigniew Herbert (wyd. a5). Bezsprzecznie jedną z moich największych pasji życiowych jest czytanie komentarzy na lubimyczytac.pl, bo gdy czytam te komentarze rośnie mi ego, że ja się znam, a reszta to idioci. Na ww. stronie jedno indywiduum napisało, że korespondencja Szymborskiej z Herbertem nie przebija listów poetki z Kornelem Filipowiczem (chodzi o zbiór Najlepiej w życiu ma Twój kot wydany przez wyd. Znak). Długo zastanawiałam się, jak elokwentnie odpowiedzieć na ten komentarz i w końcu wpadłam na: wtf, LOL. Filipowicz, co stwierdzam oczywiście z niesłychanym smutkiem, po prostu Szymborskiej nie dorównywał: choć próbował być zabawny, to nie wychodziło, choć był miły, to i smętny. Stąd lektura jest momentami ciężka, bo bardzo"szarpana": raz wyżyny humoru, raz nuda. Tymczasem Herbert i Szymborska doskonale zgrywali się ze swoim poczuciem humoru i pomysłowością, jeden list jest lepszy od drugiego, czytelnicy szaleją ze szczęścia, świat na chwilę opromienia się blaskiem. Chciałam wrzucić jakiś fragment na dowód, na szczęście w porę się opamiętałam - opublikowanie całej książki bez zgody wydawnictwa jest nielegalne. Cóż rzecz poza tym, że sprawiedliwości nie ma, a ja o Szymborską jestem piekielnie zazdrosna, bo ona była ładna, szczupła, zabawna i inteligentna, a ja... Jak wygram w zdrapkę trzy dyszki to kupię sobie tę książkę, obiecuję, bo była wspaniała.
Wróżba, Agneta Pleijel (tłum. Justyna Czechowska, wyd. Karakter). O, i tu było zdziwko. Do ręki wzięłam tę autobiograficzną powieść tylko z uwagi na fakt, że autorka jest Szwedką, to znaczy jako
osoba mająca pewne związki ze Skandynawią, poczułam się moralnie zobligowania do wypożyczenia tego dzieła z biblioteki, skoro już się trafiło w nowościach. Opis nie zachęcał: opowieść o dorastaniu w lekko dysfunkcyjnej rodzinie i o odkrywaniu własnej seksualności nie jest czymś, na co rzucam się jak szalona... a jednak! Książka jest dobrze wyważona emocjonalnie, zdecydowanie nie jest infantylna, a w dodatku napisana ładnym językiem - prostym, ale prostym w znaczeniu dosadny i wyraźny, a nie niewyrafinowany. Pleijel stosuje zresztą we Wróżbie jeden ciekawy zabieg narracyjny - żeby
oddać swój (albo raczej narratora) dystans do głównej bohaterki,
wprowadza w powieści narrację mieszaną, tzn. prowadzoną
czasami w trzeciej, a czasami w pierwszej osobie liczby pojedynczej.
Niebywała gładkość, z jaką ten manewr jest tutaj uskuteczniony, nie
powinna jednak dziwić z uwagi na dorobek poetycki autorki. Polecam więc tę książkę, bo zrywa ze stereotypowym wyobrażeniem "literatury kobiecej"; ja sama używam określenia "literatura kobieca" jako obelgi. Na sam koniec ploteczki z działu rubryki towarzyskiej: Agneta Pleijel jest żoną polskiego dziennikarza i pisarza Macieja Zaremby Bielawskiego, czyli tego, który na światło dzienne wyciągnął mroczną historię romansu Szwecji z eugeniką. Nie wyobrażam sobie, jak intelektualnie musi być w domu tych państwa.

Inni ludzie, Dorota Masłowska (wyd. Literackie).
Czyli coś, co odczytuję jako raperską opowieść o naszym wspólnym
zidioceniu, bo dostaje się i lekko patologicznej klasie średniej
niższej, i nowobogackiej Warszawce. Wspaniałe językowo: naśladujące
jednocześnie sposób mówienia ulicy i narrację tekstów hip-hopowych, a
jednak nie przesadzone, co się Masłowskiej wcześniej zdarzało (i co
powszechnie zostało uznane za zabieg celowy i udany, acz mnie nie
przekonało). Bardzo przez to zabawne, a jednak i smutne z uwagi na
wyciągane wnioski. Kolejne przyjemne zaskoczenie, bo zbiór tekstów Masłowskiej Więcej niż możesz zjeść nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Najlepszy tekst z książki: raczej Real niż Loreal.
*Okładki książek pobrane z lubimyczytac.pl
Komentarze
Prześlij komentarz